poniedziałek, 12 marca 2012

Pracujemy

Tłumaczę „fascynujące” procedury obsługi sklepu przez firmę informatyczną i szlag mnie trafia. Trafia mnie, bo mógłbym w tym czasie tłumaczyć opowiadania Söderberga, ale z tłumaczenia opowiadań Söderberga nie wyżyję. Wyżyłbym, gdyby Söderberg był Polakiem, a ja tłumaczyłbym go na szwedzki, bo tłumacz w Szwecji, mający taki dorobek jak ja, dawno utrzymuje się ze stypendiów, ale w Polsce z kultury żyją nie ci, którzy ją tworzą, tylko ci, którzy mają do jej rozwoju stwarzać warunki, czyli masa urzędasów z ministrem – a jakże – kultury na czele. Do tegoż ministra można sobie pisać podanie o stypendium, ale jest to pisanie na Berdyczów, bo polski minister jeszcze nie przyjął do wiadomości, że tłumacząc opowiadania Söderberga na polski, nie tylko promuję kulturę szwedzką, lecz także – a może przede wszystkim – dokładam cegiełkę do polskiej. Tłumaczę więc procedury, choć mógłbym znacznie lepiej spożytkować swoje umiejętności, zabieram pracę jakiemuś tłumaczowi, który predyspozycji do tłumaczenia literatury nie ma, ale procedury przełożyłby świetnie, i mogę tylko podziwiać przekonanie ministra, że Polska jest tak bogata w talenty, że można je spokojnie marnować.

Procedury to jeszcze pół biedy, bo samo tłumaczenie ma sens: ktoś tego potrzebuje, wykorzysta, przyda mu się do rozwoju firmy. Ale ostatnio dostałem od sądu plik dokumentów do przełożenia na szwedzki: pozew o alimenty. Pozwanym okazał się Polak mieszkający w Szwecji. Sąd pytał go, czy mieszka tam na stałe i jakie ma obywatelstwo, co oznaczało, że sędzia podjął decyzję o przełożeniu dokumentów na szwedzki dla Polaka, który może wyjechał tam tylko popracować. Ale nawet gdyby pozwany miał obywatelstwo szwedzkie, to tłumaczenie też nie miało sensu. Z dokumentów jasno wynikało, że to prosty robotnik, który jeśli zamieszkał w Szwecji, to przeniósł się tam dopiero jako dorosły. Mam spore wątpliwości, czy w tej sytuacji nauczył się szwedzkiego w stopniu pozwalającym na przeczytanie trudniejszego artykułu w gazecie, nie mówiąc o tym, by w tym języku był w stanie zrozumieć prawnicze pisma. A nawet jeśli się nauczył, to przecież dostanie obie wersje i będzie wolał przeczytać polską. Ja też bym wolał, chociaż skończyłem filologię. I tak siedziałem i przekładałem (spory) plik dokumentów, mając świadomość, że wykonuję kawał dobrej nikomu niepotrzebnej roboty, bo mojego przekładu nikt nie będzie czytał. Szwedzki adwokat też nie, bo sprawa będzie się przecież toczyła przed polskim sądem. Praca nikomu niepotrzebna, ale zapłacić za nią trzeba, z pieniędzy podatników, bo skoro sprawa alimentacyjna, to koszty pokrywa skarb państwa. A potem minister – tym razem sprawiedliwości – napisze, że w budżecie nie ma pieniędzy na zrewaloryzowanie niezmienionych od siedmiu lat stawek tłumaczy. Jak się marnuje w ten sposób pieniądze, to ich nie ma.

Swego czasu tłumaczyłem przesłuchania pewnego Turka w sprawie karnej. Turek po szwedzku mówił dobrze, choć z błędami, które czasami powodowały nieporozumienia. Pytałem prokuratora, dlaczego nie weźmie do tych przesłuchań tłumacza tureckiego. Odpowiedź brzmiała, że Turek ma obywatelstwo szwedzkie i to jest dla prokuratora miarodajne. Tymczasem wymiar sprawiedliwości powinien kierować się nie tym, jaki oficjalnie język zna podejrzany, pozwany czy poszkodowany, tylko tym, jaki język zna naprawdę. Kierowanie się obywatelstwem generuje gigantyczne koszty, bo sporo – jeśli nie większość – spraw z Polski w obrocie zagranicznym dotyczy Polaków, którzy zmienili obywatelstwo. A zmiana obywatelstwa nie powoduje przecież, że człowiek zapomina ojczysty język. No chyba, że jest snobem, ale z takimi przypadkami i z osobami, które będą chciały przeciągać postępowanie, twierdząc, że powinny dostać dokumenty w języku obcym, łatwo sobie poradzić: do dokumentów wystarczy dołączyć pismo, że na życzenie zostaną przetłumaczone na koszt tego, kto takie życzenia ma. Trudno też twierdzić, że kiedy pyta się na przykład okradzionego cudzoziemca, jakie ma obywatelstwo, a nie w jakim języku chce złożyć zeznanie, to dba się optymalnie o jego prawa. W dzisiejszych czasach Szwed może się nazywać Abdul Kamal i dużo lepiej mówić po arabsku niż po szwedzku. A na kombinatorów (jeśli przesłuchać trzeba nie okradzionego, tylko złodzieja) jest prosty sposób: oświadczenie do podpisania, że sam chciał takiego tłumacza i nie będzie wołał o zmianę.

A skoro wspomniałem o tłumaczeniu literatury, to na koniec, zanim wrócę do procedur, polecam rozmowy, jakie w cyklu Tłumacz/ka w radiu TOK FM przeprowadza Tomasz Kwaśniewski właśnie z tłumaczami literackimi.

Dopisek 14.11.12: Muszę się wycofać z krytyki zlecenia przekładu w sprawie alimentacyjnej, dokumenty nie szły bezpośrednio do pozwanego, tylko przez szwedzki sąd, a więc rzeczywiście musiały zostać przełożone.

9 komentarzy:

  1. Audycja faktycznie godna polecenia:), mam nadzieję i Pana kiedyś w niej usłyszeć...

    Panie Pawle, jestem ciekawa Pana opinii w głośnej ostatnio kwestii deregulacji niektórych zawodów: tłumacz przysięgły - byłby Pan za czy przeciw ewentualnej całkowitej deregulacji?
    pozdrawiam serdecznie
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje się, że pierwszym warunkiem, który trzeba spełnić, żeby zostać zaproszonym do tej audycji, jest warszawski adres zamieszkania, więc nie mam szans na występ :-(

      Co do przysięgłego, muszę sobie temat przemyśleć, bo nie zastanawiałem się nad tym. Ale rzecz jest ciekawa, więc poświęcę jej wpis w przyszłym tygodniu.

      Usuń
  2. Wobec tego czekam na kolejny wpis:)

    A z tym warszawskim adresem to doprawdy dziwna zależność... chociaż ostatnio zdaje się gościem była tłumaczka z Krakowa i odpowiadała z krakowsiego studia, więc jednak może się ziści...:)
    pozdrawiam raz jeszcze.
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie audycje z tłumaczami bądź o samej literaturze. Będę miała co słuchać. Zawsze Pan coś fajnego poleci. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ponieważ nieszczęścia chodzą parami, teraz dostałem do tłumaczenia armaturę łazienkową. Ktoś może wie, jak jest po szwedzku „WC podtynkowe”, bo u Söderberga są tylko oplecione bzem altany?

    OdpowiedzUsuń
  5. Przykre :/ Na pocieszenie mogę powiedzieć, że tak dzieje się w wielu dziedzinach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Może ten raport zainteresuje Autora blogu i jego czytelników:
    http://stl.org.pl/site_media/dokumenty/2012/Raport_o_sytuacji_tlumaczy_literackich_Paszkiet.pdf

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałem. Dzięki. Ciekawe i przykre. Przykre, bo raport sprzed roku, a sytuacja tłumaczy nie poprawiła się ani na jotę.

      Usuń
  7. Straszne czasy dla tłumaczy, też sobie wybrałem zawód:/ I to jeszcze angielskiego..... rynek jest taki, że na razie pracuję za darmo. Katastrofa jakaś. Cóż tak, czy inaczej może ktoś wpadnie do mojego bloga i chociaż opowiadania po polsku dzięki mnie poczyta:)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.