sobota, 27 sierpnia 2011

Leczenie krzyżem

Pacjent ateista leżący w szpitalu im. Witolda Orłowskiego w Warszawie, będący na sali sam, zdjął ze ściany krucyfiks i położył go stole. Oburzył tym salową, która uznała, że „pozycja pozioma krzyżowi uwłacza”, i pielęgniarkę, która pouczyła go, że na wiszący naprzeciw jego łóżka krzyż wcale nie musi patrzeć. Obie panie wyłuszczyły znajomej pacjenta, że „większość społeczeństwa jest katolicka, więc mógłby dać spokój i być choć odrobinę tolerancyjny”. „Gazeta Wyborcza”, która opisała zdarzenie, poprosiła o opinię Halinę Bortnowską, szefową Rady Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz Marka Balickiego, byłego ministra zdrowia, obecnie posła SLD. Oboje byli zgodni, szpital to dla pacjenta przedłużenie czy namiastka domu, więc krzyż może w sali szpitalnej wisieć.

Zacznijmy od salowej i pielęgniarki. Formułowanie koncepcji, że pozycja pozioma krzyżowi uwłacza, świadczy o tym, że pani katoliczka salowa nie widziała pogrzebu Jana Pawła II (ani żadnego innego katolickiego pogrzebu albo w czasie mszy żałobnej zastanawiała się, jak będzie wyglądała jej następna fryzura), bo na wieku trumny papieża znalazł się krzyż właśnie w pozycji horyzontalnej. I taką pozycję zwykle na trumnach przyjmuje. Pani salowa powinna więc złożyć doniesienie do prokuratury, że Kościół w czasie swoich ceremonii obraża jej uczucia religijne i zażądać również ścigania Watykanu (prokuratura ma już doświadczenie, skoro zajmowała się ochroną dobrego imienia głowy Państwa Watykańskiego). Powoływanie się na fakt, że większość społeczeństwa jest katolicka, pokazuje, że obie panie katoliczki (podobnie jak znakomita większość ich współwyznawców) do dziś nie pojęły, że współczesna demokracja polega na poszanowaniu praw mniejszości.

Interesujący jest dobór przez gazetę ekspertów komentujących zdarzenie. Z jednej strony teolog, z drugiej poseł SLD. Teoretycznie więc eksperci z dwóch stron barykady, ale właśnie tylko teoretycznie, bo drugiej lewicowej partii tak gorliwie podlizującej się Kościołowi ze świecą szukać. Eksperci mają takie samo zdanie, co jednak nie skłania „Gazety” do zrezygnowania z publikacji opinii jednego z nich i poszukania eksperta, który przedstawiłby pogląd przeciwny.

Twierdzenie, że szpital jest przedłużeniem czy namiastką domu, jest nieprawdziwe: żaden pacjent nie traktuje szpitala jako domu. Przeciwnie, wie, że musi liczyć się z ograniczeniami i niedogodnościami, których w domu nie ma. I każdy chce ze szpitala jak najszybciej uciec. Ale nawet gdyby z twierdzeniem Bortnowskiej i Balickiego się zgodzić, to powstaje pytanie, dlaczego ma to być przedłużenie domu osoby wierzącej, a niewierzącej już nie. Zdjęcie ilustrujące artykuł przedstawia fronton szpitala z czytelnym napisem, że to szpital publiczny. Publiczny, czyli utrzymywany z podatków, publiczny, czyli taki, który ma obowiązek respektować konstytucyjną zasadę neutralności światopoglądowej, a więc być wolny od religijnych symboli. Jak pani pielęgniarka z salową zatrudnią się w szpitalu zakonnym czy prowadzonym przez jakąś katolicką fundację, wtedy będą mogły sobie protestować przeciwko zdejmowaniu krzyży.

Respektowanie neutralności światopoglądowej przez instytucję publiczną akurat w przypadku szpitala nie wiąże się z żadną niedogodnością dla katolików, gdyż każdy pacjent ma do swojej prywatnej dyspozycji kawałek przestrzeni – stolik, ścianę nad łóżkiem – w której może umieścić krzyży do woli. Choć podejrzewam, że gdyby taki pacjent zechciał sobie przybić krzyżyk nad łóżkiem, wtedy panie salowa z pielęgniarką zmieniłyby front i zabroniły mu tego, krzycząc, że nie ma zgody na dziurawienie ścian. Bo w całej tej sytuacji nie chodzi o komfort pacjentów (zresztą żadnych innych poza tym niechcącym krzyża nie było), tylko o pokazanie, że w tym miejscu rządzą katolicy. I dlatego krzyż musi wisieć tak, by niejako obejmował całą salę. Krucyfiks na stoliku nie miałby już tej wymowy, byłby prywatnym wyrazem wiary, a więc nie spełniałby swej roli. Ateiści niech sobie gardłują o swoich prawach, ale Polska zawsze była katolicka, największy papież był Polakiem, więc nawet jeśli jakiś odmieniec nie wierzy, to i tak ma obowiązek być kulturowym katolikiem, a tych, do których to nie dociera, odpowiednio się spacyfikuje: powiesi się im krzyż w Sejmie, wprowadzi religię w szkole, na pogrzeb zawoła księdza.

Bortnowska stwierdza, że wiszący krzyż nie stanowi „ujmy dla ludzi niewierzących”. Polemizuje w ten sposób z wymyśloną przez siebie tezą (wygodne, gdyż dużo łatwiej obalić argument, który się adwersarzowi włoży w usta, niż ten naprawdę przezeń sformułowany), bo żaden niewierzący nie odbiera krzyża powieszonego w instytucji publicznej jako czegoś, co urąga jego godności. Krzyż przeszkadza, bo tworzy religijną atmosferę tam, gdzie jej nie powinno być, irytuje, bo stanowi jaskrawy dowód, że nie żyjemy w neutralnym światopoglądowo państwie, chociaż gwarantuje to konstytucja, ale przecież nie jest dla ateisty obraźliwy. Co najwyżej, jeśli jest to krucyfiks, powoduje nieprzyjemne wrażenia, bo przedstawia człowieka torturowanego i cierpiącego. No ale katolicy na cudze cierpienie, w tym założyciela ich własnej religii, są najwyraźniej wyjątkowo odporni. Swoją drogą ciekawe, że przedstawiciele religii, której „aktem założycielskim” była okrutna śmierć, w imię swej wiary przez stulecia mordujący współwyznawców i innowierców, nazywają teraz cywilizacją śmierci liberalny ustrój, w którym życie ludzkie jest szanowane jak nigdy dotąd w historii.

3 komentarze:

  1. "Swoją drogą ciekawe, że przedstawiciele religii, której "aktem założycielskim" była okrutna śmierć..."

    No tak, chrześcijańska miłość bliźniego dała o sobie znać zwłaszcza podczas ostatniej "aborcyjnej sprawy" w sejmie, kiedy okazało się, że polscy katolicy chcą zmusić do rodzenia nawet zgwałcone czternastolatki...

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak przy okazji... Za katolicką szajbę w naszym kraju powinniśmy być "wdzięczni" również Szwedom - utożsamianie polskości z katolicyzmem znacznie nasiliło się przecież w wyniku protestanckiego potopu szwedzkiego i symbolicznej obrony Jasnej Góry :(((

    Musi Pan kiedyś osobiście podziękować Szwedom za Rydzyka, Jankowskiego, Pieronka, Natanka i resztę tej przesympatycznej Chrystusowej świty...

    Mariusz Szczygieł w "Zrób sobie raj" napisał, że Czesi nie są wcale "najbardziej ateistycznym krajem świata", czym się chlubią, że prześcigają ich w tym Szwedzi... Prawda to?

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda. Zdumieniu Szwedów, że istnieje tak kuriozalne zjawisko jak ludzie wierzący, dorównuje tylko zdumienie Polaków, że istnieje tak kuriozalne zjawisko jak ludzie niewierzący.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.