sobota, 14 maja 2011

Hjalle

Hjalle [czyt. Jalle] to zdrobnienie od Hjalmar, a wpis będzie głównie o „Zabłąkaniach” i jego autorze.


Dzięki sprawnym działaniom wydawnictwa Kojro debiutancka powieść Hjalmara Söderberga jest bardziej widoczna niż na przykład cięższe gatunkowo „Opowiastki”. Ale oczywiście nie narzekam, Söderberg pisał mało, tak starannie dopracowując swoje utwory, że właściwie nie ma wśród nich rzeczy słabych i każda jego książka jest warta polecenia. Anegdotkę o nikłej objętościowo twórczości Söderberga przytaczam w posłowiu do „Opowiastek”: pisarz nie pojawił się na obiedzie u swojego wydawcy Karla Ottona Bonniera, podając jako usprawiedliwienie wywichnięcie ręki, na co jeden z gości zareagował złośliwością: „Czyżby Hjalle próbował coś napisać?”. Ale jak zauważa jeden z badaczy Söderberga, krytyk literacki Kaj Attorps, do historii literatury nie trafia się dzięki płodności, i zestawia Söderberga z Ollem Hedbergiem, który przez ponad 40 lat wydawał jedną książkę rocznie, z taką punktualnością, jakby pisał nie powieści, tylko felietony do gazety: „Dzisiaj nikt poniżej pięćdziesiątki nie wie, kim był Olle Hedberg”.

Bardzo ciekawą recenzję „Zabłąkań” pt. „Na sztokholmskim bruku” zamieścił Bartosz Staszczyszyn w „Tygodniku Powszechnym”. Swoją drogą jest w tym pewna ironia, że od współpracującego z różnymi gazetami recenzenta teksty o Söderbergu przyjmuje katolicki tygodnik. Bo Söderberg był ateistą (swoją utratę wiary opisał w „Młodości Martina Bircka”), a o chrześcijaństwie miał jak najgorsze zdanie: „Żydzi przez dwa tysiące lat byli znienawidzeni i prześladowani, bo uważano, że ukrzyżowali Jezusa. Jeśli świat ostanie się przez następne dwa tysiące lat, będą może prześladowani za to, że ściągnęli nam chrześcijaństwo na głowę”.

O „Zabłąkaniach” piszą też blogerzy, ciekawe recenzje zamieściły Kornwalia, Scathach i Kasandra_85. Szkoda, że autorka tej ostatniej uznała, że ważniejsze od tego, kto książkę przełożył, są dane dotyczące formatu i numeru ISBN. Mimo że nazwisko tłumacza znalazło się na okładce (jak do tego doszło, pisałem tu) i po stronach tytułowych szukać nie trzeba, nadal o podawanie tej prostej informacji, kto jest autorem przekładu, nie można się doprosić. Informacji, dodajmy, całkowicie wystarczającej, bo choć oczywiście uśmiecham się na pochwały, to mam świadomość, że osoba nieznająca oryginału nie jest w stanie miarodajnie ocenić tłumaczenia.
Chwalona jest również okładka (jak powstała, pisałem tu) i niestety również w tym przypadku najwyraźniej panuje przekonanie, że wypluł ją automatycznie jakiś program komputerowy, bo nazwiska graficzki przy tych pochwałach nie uświadczysz. Oddajmy więc należne honory: autorką tej fantastycznej okładki jest Anna Tomaszek-Walczak.

Główny bohater „Zabłąkań” o zarobkowaniu nie myśli, odkłada to na później, kiedy będzie lekarzem, a że wina z kolegami lubi się napić, cygaro wypalić, pannę do kawiarni zaprosić, eleganckie rękawiczki sobie sprawić, to ciągle brakuje mu pieniędzy. Söderberg był w podobnej sytuacji, i to nie tylko w młodości, ale przez większość życia. Utrzymywał się jedynie z pisania, choć nie tylko książek, był również dziennikarzem i recenzentem. W szczególnie trudnym położeniu znalazł się po rozpadzie swojego pierwszego małżeństwa i wyprowadzce ze Sztokholmu do Danii. Wiosną 1909 roku pisał do Bonniera: „No i znowu zostałem bez środków do życia. Słońce oświetla bezlitośnie moje stare ubranie, trzewiki się rozpadają, płaszcz jest w lombardzie, a na czynsz zabrakło. Czy mógłbyś mi przesłać 200 koron? Najlepiej telegraficznie, bom spłukany do cna”. O jaką kwotę prosił Söderberg swego wydawcę? Pierwsze wydanie „Zabłąkań” kosztowało 2 korony i 75 öre, więc jeśli odniesiemy to do ceny polskiego wydania (28,50 zł), wyjdzie nam, że o sumę odpowiadającą dwóm tysiącom złotych. I Bonnier mu te pieniądze przesłał, choć żadnego tekstu nie dostał i nie wiadomo było, kiedy dostanie, trudna sytuacja rodzinna pozbawiła Hjallego weny: „Sił do pracy brak: ledwie pamiętam, o czym była książka, którą miałem skończyć”.
Ciekawe, co by było, gdybym napisał do swojego wydawcy, od którego nie mogę się doprosić należności nawet za sprzedane książki, żeby poratował mnie sumą dwóch tysięcy, bo jestem bez grosza i nie mam za co żyć. Podejrzewam, że gdyby ktoś w wydawnictwie przejął się losem pisarza, to ta troska wyraziłaby się telefonem do psychiatry w głębokim przekonaniu, że autor zwariował.

Na blogach książkowych nowości wypierają ostatnio niemal wszystko inne, więc może zainteresowania „Opowiastkami” nie będzie, bo to ani szwedzka (rok wydania 1898) ani polska (2003) nowość, ale jednak zaproponuję pięć egzemplarzy recenzenckich. Dla blogerów, którzy piszą co najmniej od pół roku i przez ostatnie pół roku zamieścili co najmniej dwanaście recenzji. Chęć wzięcia książki należy zasygnalizować komentarzem i jeśli będzie się w pierwszej piątce (kto pierwszy, ten lepszy), proszę podać mailowo adres do wysyłki (ze względu na koszty, tylko na terenie Polski).



Swego czasu w sztokholmskim antykwariacie zobaczyłem napis, który szalenie mi się spodobał: „Książka niewarta przeczytania po pięciu latach, nie jest też warta przeczytania jako nowa”. „Opowiastki” są warte przeczytania po stu trzynastu latach.

10 komentarzy:

  1. Chętnie przygarnę tenże gloryfikowany egzemplarz recenzencki ;D, a ma Pan w tych wszystkich warunkach termin na upublicznienie recenzji, czy w Tym względzie będzie choć odrobina wolności?

    OdpowiedzUsuń
  2. Także chętnie przeczytałabym "Opowiastki".
    Zaintrygował mnie opis, a skoro Pan tak wychwala to tym bardziej zdziwiło tak małe zainteresowanie (na lubimyczytac i nakanapie nie można doliczyć się 10 osób, które przeczytały tę książkę).
    A i jestem także zainteresowana kwestią poruszoną przez KrzysztofaUW.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem szczerze, jeszcze nie miałam okazji przeczytać nic ze szwedzkiej literatury, ale muszę nadrobić.
    Bardzo mnie zainteresowała ta pozycja i Pana pochlebna opinia:)
    Co do egzemplarza recenzenckiego to się nie zgłaszam, bo aż tylu recenzji nie napisałam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. To i ja się zgłoszę, choć nie wiem, czy się Pan na mnie nie obraził za co poniektóre moje komentarze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za wymienienie mojej recenzji. A książkę chętnie przygarnę, plastyczny styl Söderberga spodobał mi się, niektóre sceny pamiętam do dziś.
    Jeśli zmieściłam się w pierwszej piątce, czy już teraz powinnam wysłać swój adres?

    OdpowiedzUsuń
  6. Agnieszka i Krzysztof: Nie spełniają Państwo warunku, ale że blogi znam, egzemplarze chętnie przekażę.
    Elenoir: Nie obrażam się o nieprzychylne komentarze.
    Egzemplarz recenzyjny to jest egzemplarz recenzyjny, co, kiedy i czy w ogóle recenzent coś napisze, pozostaje w jego gestii.
    Proszę o wszystkich o podanie adresów.
    Ponieważ dwa egz. poszły niejako poza konkursem, do wzięcia są jeszcze dwa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi miło w takim razie:) Cieszę się bardzo:)Dziękuję ślicznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka w drodze. Gdyby do kogoś nie doszła, proszę dać znać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przypadkowo trafiłam na Pana blog.Nie jestem pewna,czy Mnie Pan pamięta(o ile się nie pomyliłam?) Był Pan kiedys tłumaczem na pewnej sprawie w S-cu? Pozdrawiam U.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie kojarzę, więc pewnie pomyłka. PPollak.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.